czwartek, 22 stycznia 2015

Nowa Hope!

Otóż zajęło mi to dłużej, niż się spodziewałam, ale nowa odsłona Hope już jest. Na razie to tylko mała zapowiedź, poprawiony rozdział pierwszy postaram się opublikować jutro (a raczej dzisiaj, możnaby powiedzieć, patrząc na zegarek) . Wszystko znajdziecie na stronie:
http://hopeistraznicyazkabanu.blogspot.com/
Mam nadzieję, że poprawiona wersja także Wam się spodoba!
I bez obaw, nie będę wlec w nieskończoność historii, którą już znacie. Poprawione rozdziały postaram się opublikować jak najszybciej, by ciągnąć opowieść dalej. :)
Zatem do zobaczenia na nowej witrynie!
Nox.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ważne! Powrót! Remont bloga!

Moi drodzy, myślę, że jest przynajmniej jedna rzecz, której wszyscy nienawidzimy. Niedokończonych historii, porzuconych bohaterów, zapomnianych blogów. Niedojrzałości prowadzącej do niewywiązywania się ze zobowiązań. Może to nie zawsze niedojrzałość, czasem to zrządzenia losu, jednakże to nie w porządku. Zatem pragnę Was gorąco przeprosić za to, że po tak długim czasie nie doczekaliście się kolejnego rozdziału. Aby Wam to wynagrodzić i uspokoić Wasze skołatane losami Hope nerwy, ogłaszam, że tekst jest w trakcie renowacji. Poprawioną historię Hope będziecie mogli znaleźć zaraz po Nowym Roku na innej stronie, do której link udostępnię niebawem. Do tego zdradzę, że pracuję też nad dwoma innymi projektami, o których informacje także udostępnię
niedługo. Więc... mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda i przeczyta ten post. ;) no i... Do przeczytania wkrótce!

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 22

Minął kolejny tydzień, a wieść o naszym zespole rozeszła się równie szybko jak ta o moim pochodzeniu i związku z Nottem. Nie pomyliłam się co do tego jak zareagują na to uczniowie.Większość z nich stała się oziębła w stosunku do arystokratki, a Ślizgoni zaakceptowali mnie w pełni. Zabawne. W mugolskich szkołach jeśli nie wyglądało się jak masy, było się nikim. Tutaj zaś liczył się status krwi. Może nie w równym stopniu, ale jednak. No, w sumie pojawiły się wyjątki od reguły. Znany wszystkim bardzo dobrze trójkąt Greengrass-Parkinson-Greengrass - dziewczyny, które nadal niemal zawodowo zjmowały się uprzyszaniem mi życia. Jednak plusem tej sytuacji było to, że pogodziłam się z resztą moich przyjaciół, choć Hermiona nadal się do mnie nie przekonała.
   W końcu nadeszły Mikołajki-dzień, na który czekaliśmy odkąd tylko założyliśmy zespół. Był piątek. Odwołano astronomię na rzecz dyskoteki, która miała się odbyć. Od rana w Wielkiej Sali trwały przygotowania.
   Weszliśmy z Theodorem do Stołówki i trzymając się za ręce ruszyliśmy w kierunku stoły Gryfonów, gdzie siedzieli już Blaise z Rudą oraz Draco z Mioną. Usiedliśmy obok nich. Starsza Gryfonka popatrzyła wilkiem na mojego chłopaka, ale nic nie powiedziała. Jak zwykle z resztą. W sumie nie dziwiłam jej się. Mój Ślizgon wyrządził wielu osobom sporo krzywd. Ja jeszcze nie do końca zapomniałam jak obłapiał mnie na korytarzu. 
- Co tam? - zaczęłam wesoło. Dzisiejsza okazja sprawiła, że byłam w wyjątkowo dobrym humorze. 
- Standard. Załamujemy się lekcjami. - Ruda też była cała w skowronkach. Czyżby Diabeł dał jej już swój prezent? I co to takiego było? - zaczęłam się zastanawiać, ale zaraz się zbeształam. Lepiej nie. A nóż to coś o czym nie chciałam wiedzieć. 
- A właśnie. Co do lekcji... - Theodor zaczął grzebać w plecaku.  - Hope, pomożesz? - uśmiechnął się tym uśmiechem, do którego miałam tak ogromną słabość. Westchnęłam.
- Pokaż. - nie mogłam pozwolić, żeby nie daj Merlinie dostał  "T".
Zaczęłam sprawdzać jego esej.
- Wiesz co, Nott? Wstydź się szujo. Jak ty w ogóle możesz wykorzystywać tak moją małą siostrzyczkę! - Draco się oburzył.
- Nie jestem mała. - odparłam automatycznie. - Mała to jest co najwyżej...
- No polemizowałabym. - wtrąciła z uśmiechem Hermiona. W tym momencie wyłączyłam się z dyskusji. Wiedziałam, że zapowiada się TUP - Tradycyjna Utarczka Poranna, jak zwykłam to nazywać.  Chłopcy mieli w tym już niezłą wprawę. Do stołu podeszli Ron i Harry ze swoimi dziewczynami, przerywając na chwilę tę potyczkę słowną. Spojrzałam na Wybrańca. Ten mierzył Notta podejrzliwym, zimnym wzrokiem. Jak zawsze. I, o zgrozo, Ron Robił to samo. Ostatnio tak wygląda moje życie. To chore. Aż się człowiekowi niedobrze robi od tej ciągłej oziembłości.
   Westchnęłam cicho i zwinęłam pergamin. 
- Trzymaj kocie. - wręczyłam go Theodorowi. Ten uśmiechnął się do mnie i pocałował w usta, jakby napawając się tym, że wkurza chłopaków. Jakby napawał się złością i bezsilnością Dracona. Pokręciłam głową z politowaniem i wstałam od stołu. Miałam tego serdecznie dosyć. Zirytowana ruszyłam na numerologię. 
                           *     *     *
Nadszedł koniec lekcji. Moment, którego tyle wyczekiwałam wreszcie nadszedł. Pora naszykować się na imprezę. Weszłam sama do swojego pokoju. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, więc odesłałam przyjaciół.  Prawda jest taka, że nadeszła trema-uczucie, z którym do tej pory nie musiałam się jeszcze zmierzyć.  To byłó okropne. Zastanowiłam się dlaczego się stresuję. Przecież do tej pory występowałam kilkakrotnie i to dla najróżniejszej publiczności. W końcu swierdziłam, że to pewnie dlatego, że młodzi Czarodzieje mogą nas wybuczeć. 
   Wzięłam kąpiel, wysuszyłam się i zaczęłam układać włosy. Upięłam je wsuwkami w niskiego koka z luźnymi pasemkami wokół twarzy.  Do tego zrobiłam trochę mocniejszy niż zwykle makijaż, podkreślając ciemnymi cieniami oczy. Wyszłam z łazienki i założyłam sukienkę. Była różowa, a raczej w kolorze pudrowego różu z czarnym wzorkiem przypominającym koronkę, bięgnącym pod biustem i przechodząsum w jedno ramiączko. Do tego czarne buty na wysokim obcasie, długie, jasne kolczyki  i złoty wisiorek. Złapałam jeszcze kopertówkę i wrzuciłam do niej drobiazgi. Byłam gotowa. 
   Wyszłam z mojego dormitorium i przeszłam do pokoju wspólnego, gdzie umówiłam się z Theo i chłopakami z zespołu. Stali już tam i czekali na mnie. 
- Hopie! Wyglądasz... - zaczął Draco, ale zaciął się w połowie wypowiedzi.
- Jest dobrze? - zmarszczyłam brwi i przygryzłam wargę. 
- Czemu ukrywasz te zgrabne nóżki w spodniach? - zapytał Nott. Wzruszyłam ramionami. 
   Ruszyliśmy do Wielkiej Sali, by podłączyć sprzęt i dopilnować wszystkiego. Napięcie rosło. Było tyle rzeczy, które mogły nam nie wyjść... A co jeżeli wszystko zepsujemy?
   W końcu nadeszła godzina 20. Zaczęto wpuszczać do Wielkiej Sali uczniów, a my schowaliśmy się na zapleczu sceny. Theodor dojrzał w tłumie swoich znajomych, do których podszedł nie mówiąc mi ani słowa.
   Wyjrzałam zza filaru. W pomieszczeniu zebrały się dzikie tłumy. Nagle ogarnęła mnie panika. Osunęłam się po  ścianie na pdołogę Serce biło mi młotem,  nie byłam w stanie wydobyć z siebie  głosu. Ron zauważył mój stan i ukucnął naprzeciw mnie. 
- Hej wszystko w porządku? - zapytał. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. 
- Nie. - wydusiłam w końcu. - Nic nie jest w porządku. A co jeśli wszystko zepsuję? Jeśli znienawidzą mnie jeszcze bardziej?  - nie mogłam się uspokoić. Chłopak złapał moje zimne, trzęsące się dłonie.
- Nie denerwuj się. Jesteś zdolna. Nie zrobisz tego. Wszystko pójdzie świetnie. Nie martw się. - pokręciłam głową.
- Nie, Ron, Jestem uodporniona na DASZ RADĘ, mam alergię na BĘDZIE DOBRZE, wtręt do WSZYSTKO SIĘ UŁOŻY i awersję na NIE MARTW SIĘ. - chłopak uśmiechnął się. Wiedzę, że nie jest z tobą tak źle, skoro stać cię na riposty. Masz talent, tylko skończone dupki się na nim nie poznają. - Pokiwałam głową. Tak. Miał rację. - Już dobrze? - potwierdziłam. Pomógł mi wstać. 
- Dziękuję. - stanęłam na palcach, chcąc pocałować go w policzek. W ostatniej chwili odwrócił głowę i tafiłam w usta. Zarumieniłam się. - Przepraszam. - wymamrotałam.
- Nie no co ty. Bosko. Nie przepraszaj. - wyszczerzył się. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Nagle uzłyczeliśmy zapowiedź. Rozległy się oklaski. Stanęłiśmy na ciemnej, nieoświetlonej scenie. 
   Przedstawienie czas zacząć.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 21

Witajcie po kolejnej przerwie, tym razem spowodowanej kompletnym brakiem weny na nazwę pojawiającą się na końcu rozdziału. W każdym razie... nie dzieje się tu zbyt wiele, więc mam nadzieję, że nie zawiodłam Was nim zbytnio... Piszcie w komentarzach jak wam się podoba i jakie macie wrażenia, mój nieskończony geniusz wykombinował, jak pozbyć się weryfikacji obrazkowej ^^ Już żaden półmózg nie będzie sprawiał, czy jesteście robotami! ♥ Miłego czytania! :*
                                         *          *           *
  Nie odskoczyliśmy od siebie, tak jak z Harrym. No bo błagam, nie mieliśmy nic do ukrycia, nie robiliśmy nic złego.
- Moglibyście pukać. To nie obora. - powiedziałam nieco zirytowana, nadal leżąc pod chłopakiem. Odwróciłam się do wyjścia. W drzwiach stali Blaise, Ron i cały czerwony ze złości Draco.
- Co on tu robi?! - ryknął zupełnie ignorując to, co powiedziałam.
- Leżę. - wyszczerzył się mój chłopak. Przygotowując się na wybuch złości Tlenionego, wydostałam się z objęć Theodora i stanęłam trochę pomiędzy nimi.
- Przestań Malfoy. Przesadzasz. On nie jest taki zły. A poza tym... - złapałam Ślizgona, który stanął teraz obok mnie za rękę. - jesteśmy razem.
- Czyś ty do reszty zwariowała?! - nie spodziewałam się nawet, że Smok potrafi tak ryknąć. - To jest podstępny szczur! Nie jest ciebie wart. Nie powinnaś nawet na niego spojrzeć, a co dopiero... Masz go zostawić, Evans. Przez niego będą same problemy! - prychnęłam.
- Oj, zamknij się, Malfoy. Nie jesteś moim ojcem. Zaparz sobie jakieś ziółka na uspokojenie i to zaakceptuj.
- Haha. Tak, Smoku, zluzuj portki. - Diabeł mnie poparł, za co byłam mu wdzięczna.
- A tak właściwie to po co tu przyszliście? - zapytałam.
- Mamy dla ciebie supriiiise! - zaśpiewał Blaise.
- Ale ty nie idziesz z nami. - Malfoy złowieszczo zwrócił się do Notta. - I gwarantuję ci, że jeżeli skrzywdzisz moją małą siostrzyczkę, to tak ci obiję tę twoją śliczną twarzyczkę, że madame Nott cię nie pozna. A do tego przypomnę, że znam całkiem sporo bolesnych zaklęć.
- Pomogę! - zaoferował się nagle Ron.
- A ja to udokumentuję! Co jak co, ale zdjęcia umiem robić całkiem, całkiem. - dorzucił Blaise.
    Westchnęłam. Chłopcy na swój własny, pokrętny sposób powiedzieli chyba właśnie coś w stylu "witaj w rodzinie"...
- To jak? Idziemy? - zapytałam, chcąc jak najszybciej zakończyć tą niezręczną sytuację.
Wyszliśmy z mojego pokoju. Odwróciłam się do Theo.
-Zobaczymy się później, OK? - uśmiechnęłam się, dodając nieme przepraszam. Nic nie powiedział, tylko pocałował mnie.
- Ugh. Powiedziałbym, żebyście wynajęli sobie pokój, gdybym nie wiedział, że oberwę od Smoka. - Diabeł stał i się szczerzył. Pokazałam mu język. Opuściliśmy pokój wspólny Slytherinu i ruszyliśmy korytarzem. Po kilku minutach doszliśmy do Pokoju Życzeń.
- Och, chłopcy! Wasza nowa sypialnia! - zaśmiałam się na wspomnienie fragmentów dnia wczorajszego. - Ja jż chyba nawet nie będę wnikać co się tam działo, gdy sobie poszłam...
- No. Lepiej nie. Sama rozumiesz, od zawsze gustowałem w rudych. - Brunet się wyszczerzył. Zachichotałam pod nosem.
- A Ginny na to...?
- Och wiesz. Wszystko zostało w rodzinie. - rzucił Ron, a ja wybuchnęłam niepowstrzymywanym śmiechem.
   Weszliśmy do wielkiej, pełnej instrumentów sali, urządzonej w podobnym stylu, co klasy na górnym piętrze. Z tym, że ta była jakby... do muzyki. Z boku stała nawet niewielka scena, a poza nią było tu wszelkie wyposażenie muzyczne o jakim tylko mogłam zamarzyć. Rozejrzałam się wokoło z uśmiechem na twarzy.

- Fajnie, nie? - chłopcy się uśmiechali promiennie. Pokiwałam tylko głową. - To super i w ogóle, ale teraz siadaj. - Blaise podsunął mi krzesło i posadził na nim delikatnie. 
- Hej! Co wy robicie!? - zdziwiłam się. 
- To nie koniec niespodzianki. - wytłumaczył mi Draco. Nadal był odrobinę spięty, ale uspokoił się. To fakt, nie był zadowolony z mojej relacji z Nottem, ale cieszył się, że nie będę już cierpieć po dupkowatym Harrym, który mnie olał. 
   Usiadłam grzecznie na krześle, a przyjaciele złapali instrumenty i wbiegli na scenę. Zabini zasiadł przy perkusji, Ron złapał basówkę, a Draco gitarę. Zaczęli grać, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Kuzynek nachylił się nad mikrofonem i zaśpiewał:
  She watches the darkness creep in, oh
Come by an half past day
She sits by the weeping willow
Sad that she can't relay
She dreams of someday getting out of this place
She said she's never felt at home
Even in her own face.

Uśmiechnęłam się. kontekst coś jakby znajomy... W ostatnich dniach czułam się właśnie jak dziewczyna z piosenki.
I know it won't be long
Until you turn to a butterfly
I know you're weak and you're hanging on
Go give it another try.

Uderzyli ostatni raz w instrumenty i  muzyka zamilkła. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ta piosenka była taka.... o mnie z ostatnich dni. To słodkie. 
- No ja widzę, że jesteście całkiem niezłym, zgranym zespołem. - powiedziałam, gdy chłopcy podeszli bliżej. 
- Bing. - zupełnie nieskromnie wyszczerzył się Blaise. Ale, by być debeściakami brakuje nam jednej rzeczy. A właściwie osoby, dla której się zrzeszyliśmy. - uniosłam pytająco brew. - Naszej wielkiej Bogini Muzyki. - zaczął teraz trochę przeginać z opisem, jak zwykle próbując być śmieszny. I, szczerze mówiąc, wychodziły mu te próby. Nasz kochany półmózg był w pełni zabawnym człowiekiem. 
- Och, doprawdy? I któż to jest tym waszym bogiem? - zaśmiałam się. 
- Jak to kto? No ty przecież! - odparli nierównym chórem. Zrobiłam wielkie oczy. Zdziwiłam się na poważnie. No ja wiem, że mam nieprawdopodobny talent, ale bez przesady... 
- Wstąp do naszego zespoły i pokieruj zbłąkanymi owieczkami. - Draco zrobił słodkie oczy. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.
- Smoku na mnie nie działają te twoje sztuczki. - uśmiechnęłam się uroczo. - Z tymi oczami wyglądasz jak bezdomny pies proszący o kasę na procenty dla jego pana. - Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć mój tok rozumowania, ale trochę to niemożliwe. 
- Tak, Smoku, nie rób takich oczu. Jeszcze nam cię tu jakiś hycel zaatakuje. - rzucił któryś z chłopców, wywołując ogólną radość u wszystkich z wyjątkiem samego zainteresowanego, który zmarszczył groźnie brwi. 
- I kto tu ma leczyć mózg? - rzuciłam z politowaniem. Cała trójka uśmiechnęła się szeroko. 
- To jak? Jesteś z nami? - popatrzyłam na nich. Z tymi żałosnymi minkami wyglądali jakby naprawdę potrzebowali pomocy. Najlepiej psychiatrycznej, ale to już nie moja działka. Od tego już niestety nikt już nie może ich uratować. 
- Och, OK. - powiedziałam. - cieszcie się, że macie boginię w zespole. A tak właściwie, to jak będziemy się nazywać? - poruszyłam wyjątkowo ważny temat. 
- Ja mam super pomysł! - ożywił się Diabeł. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Ten odchrząknął, stworzył chwilę napięcia, po czym wyrzucił z siebie - Blaise. - zaśmialiśmy się wszyscy wesoło.
- Nie ma mowy! - krzyknęliśmy chórem. Przez następne kilka minut rzucaliśmy idiotycznymi nazwami od "Piekielnych ogarów" po " Wojowniczych Pacyfistów". W końcu zupełnie zrezygnowana i bez przekonania zapytałam: 
- A może.... "Hope&chłopcy sp. z ł.o".....? - przyjaciele uśmiechnęli się. 
- Nie dość, że boginka, to jeszcze geniusz! - krzyknął Ron. - Hogwarcie, przygotuj się Hope&chłopcy spółka zło nadciągają!!

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 20

Hej! Wiem, że po długiej przerwie, ale wracam z kolejnym rozdziałem! Niektóre mamy określiłyby go mianem 12+... :D
A dodatkowo już było tu trochę o Theodorze Nottcie, prawda? :) no cóż... wybaczcie, jeśli się to wam nie spodoba, ale NIECO zmieniłam jego wygląd... zdjęcie macie na końcu rozdziału ( który, mam nadzieję, się wam spodoba! )
A co do rozdziału to mogę powiedzieć tylko tyle, że to mały zwrot akcji w prywatnych sprawach... :)
No i piszcie oczywiście jak wrażenia! :*
                                  *     *     *
Obudziło mnie głośne łomotanie do drzwi. Jęknęłam cicho, łapiąc się za głowę. Każdy dźwięk był spotęgowany. Nie miałam zamiaru wpuszczać natręta do środka, ale zapukał znowu. Stwierdziłam więc z niezadowoleniem, że muszę spławić go RĘCZNIE. Najlepiej łopatologicznie wyjaśnię mu, iż przeszkadza mi w bardzo ważnych zajęciach. Otworzyłam oczy. Wszystkie barwy były przyduszone. Moja głowa pulsowała tępym bólem. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i otworzyłam. Na progu stał ktoś, kogo spodziewałam się najmniej.
- Theodor?! Co ty tu robisz? - zdziwiłam się na widok Notta.
- No cześć, myszko. Wpuścisz mnie? - wyszczerzył się szelmowsko.
- No jeśli nie będziesz próbował mnie znowu zgwałcić, to jasne. Tylko cicho. Kac morderca mnie zaatakował. - wpuściłam go.
- Hope... zrozum mnie. Nie chciałem cię skrzywdzić, nie wiem co mnie napadło. Miej wyrozumiałość... - zaczął od progu się tłumaczyć.
- Wybacz, ale nie umiem być życzliwa, wyrozumiała i trzeźwa jednocześnie. A poza tym wczoraj też nie byłeś święty. - pokręciłam głową. Jak ja miałam zapomnieć o tym chamstwie, które mu towarzyszyło przez cały ten czas...? Ale musiałam przyznać, że mimo wszystko miałam do niego słabość. Czy to głupie? Jeździł po mnie, przezywał, próbował zgwałcić, a ja mimo wszystko miękłam na jego widok.
- Tak, wiem. Nie byłem wobec Ciebie w porządku, ale... - zaczął rozemocjonowany, lecz nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Ciiii... - uciszyłam go. - głowa rozpada mi się na pół. Nie krzycz tak. - chłopak uśmiechnął się i wyciągnął coś zza pleców.
- Aby kaca nie mieć, pijana zostać musisz. - potrząsnął butelką Ognistej. - Jako odtrutka dobra... wódka? Sorry, nie jestem w te klocki tak dobry jak Zabini. - zaśmiałam się, ale natychmiast tego pożałowałam, gdy kolejna fala pulsującego bólu przecięła moją czaszkę.
- Ne, dzięki. Już mi wystarczająco bardzo umieram. - jęknęłam.
- Hej. Zaufaj mi. Wim, co mówię. - uniosłam brwi.
- Och, czyżby Theodor Nott stał właśnie w moim dormitorium, proponował pomoc i prosił o zaufanie? Doprawdy, toż to prawdziwy cud! - powiedziałam na pozór sarkastycznie, ale w rzeczywistości także trochę na poważnie.
- Hej! Nie czepiaj się mnie. Chcę pogadać. - już nie żartował.
- Eee... a pozwolisz, że najpierw szybko się ogarnę? Głupio mi tak paradować w piżamie. - przystał na moją prośbę. Złapałam z szafy jakieś ciuchy i weszłam do łazienki. - Rozgość się! - krzyknęłam jeszcze, przysparzając sobie kolejnego cierpienia. Skrzywiłam się. Nalałam sobie wody do wanny i wykąpałam szybko. Wyszłam z wanny, wytarłam się, założyłam bieliznę i zaczęłam wciągać na siebie ubrania. Przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie żółtą, luźną bokserkę, czarne, postrzępione, krótkie spodenki i żółte szpilki. Mimo mojego stanu, nie miałam ochoty opatulać się dresem lub długimi spodniami. A w zamku było ciepło.Wsunęłam dodatkowo na rękę trzy czarne, grube bransolety. Za pomocą magii wysuszyłam i ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i pomalowałam paznokcie pod kolor bluzki.
 Umyłam jeszcze zęby i po około 20 minutach siedzenia w łazience, mogłam wyjść. Czułam się już odrobinę lepiej.
   Zastałam chłopaka wylegującego się na moim łóżku i przeglądającego książkę, którą poprzedniego dnia porzuciłam na stoliku.
- Jesteś arystokratką i czytasz mugolskie książki? - zapytał pretensjonalnie. Wzruszyłam ramionami.
- Wychowałam się na nich. A poza tym są naprawdę fajne. - usiadłam na łóżku, naprzeciw niego, po turecku.
- To o czym chciałeś pogadać? - byłam naprawdę ciekawa. Chłopak nalał Ognistej do dwóch szklanek i wręczył mi jedną. Pociągnęłam zdrowy łyk, dzięki któremu ból zmalał. Grunt, to żeby znowu się nie upić, bo kac powróci...
- No więc... Już ci mówiłem, że żałuję tego, co było, prawda? - skinęłam głową, nie za bardzo wiedząc do czego zmierza. - Bo wiesz... ja... chyba ja... ja chyba coś do ciebie czuję. - wyrzucił z siebie i aby ukryć uczucia, towarzyszące tym słowom, napił się Whisky. Zamrugałam gwałtownie.
- Kpisz sobie?! - zapytałam niepewna.
- Nie! - zaprzeczył z oburzoną miną. Nie wiedziałam ci na to odpowiedzieć, więc milczałam przez dłuższą chwilę.
- Ale naprawdę?! - wybuchnęłam. Pokiwał głową.
   Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Jejku to wszystko było takie dziwne! Nagle, nie wiedzieć czemu, przed oczami pojawił mi się obraz Cho siedzącej okrakiem na kolanach Harry'ego i całującej go namiętnie. Pokręciłam głową. W tamtej chwili to ja chciałam być na jej miejscu. Ale nie! To nie miało przyszłości.
   Spojrzałam dużymi oczami na Notta. Wyrządził mi naprawdę dużą krzywdę. Wtedy w korytarzu Gryfonów, potem, gdy mnie obrażał. Przez niego ujawniłam kim jestem. Teraz siedział najspokojniej w świecie na moim łóżku i popijał Ognistą. Czułam, że się łamię, że mu przebaczam. Mimo wszystko miałam do niego irracjonalną słabość od tego momentu, gdy przedstawił się mi w Wielkiej Sali, gdy tylko trafiłam do Slytherinu.
   Zagryzłam wargę. Co z tym fantem zrobić...?
- Och Hope... Nie opieraj mi się. Wiem,że mnie pragniesz. Przecież nie jestem gorszy od tego Pottera. - wyrzucił nazwisko Wybrańca zjadliwym tonem. Poczułam, że się rumienię. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że ktokolwiek zwrócił uwagę na sprawę pomiędzy mną a Harrym. A przecież wszyscy wiedzieli o naszym pocałunku. Lavender się o to postarała. Spuściłam wzrok.
- To jak? Dasz się bliżej poznać? - poruszył porozumiewawczo brwiami i wyszczerzył się. Może i jestem jakaś wypaczona na umyśle, ale skojarzyło mi się to z jednym.
- O nie, zapomnij! Na razie żadnego seksu! - powiedziałam nieco głośniej.
- Och. No tak. Przecież głowa cię boli. - zachichotał ze swojego żartu. - To jak? Już Okay?
- Tak... OK. - powiedziałam wolno.
- Więc Hope... Czy zechciałabyś być moją dziewczyną? - na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Owszem. Chętnie. Mój chłopaku. - Theo pochylił się lekko i delikatnie mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie po chwili. Uśmiechnęłam się szeroko i włączyło mi się coś, co Ginny i Blaise nazwali by syndromem cieszyjapy.
   Zaczęliśmy rozmawiać o innych rzeczach. Theodor "łaskawie" pomagał mi się wyleczyć z kaca. W końcu przypomniało mi się, że dziś jest niedziela, a na jutro mamy całą stertę pracy domowej. Wyciągnęłam pergaminy, pióro, usiadłam na podłodze i zaczęłam pisać esej na historię magii.
- Hope...? - chłopak patrzył na mnie oczami szczeniaczka.
- Nie! - zaśmiałam się. Już wiedziałam o co mu chodzi.
- No weź... no proszę... - zamrugał powiekami.
- Nie dam ci spisać! - zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, leżałam pod nim. Skradł mi buziaka, a ja pokręciłam przecząco głową. - Nie-e! - zapiałam. Złapał mnie jedną ręką, żebym się nie wyrywała, a drugą zaczął łaskotać po żebrach. Zaśmiałam się jak opętana.
- Nie! - piszczałam, śmiejąc się do łez. - Poddaję się! - krzyknęłam. - mogę ci ewentualnie pomóc! Ale nie napiszę za ciebie! - przestał mnie łaskotać, ale nadal na mnie leżał.
- Dziękuję. - powiedział. Popatrzyłam mu w oczy i trwaliśmy tak przez chwilę. A potem powoli nachylił się nade mną i pocałował delikatnie i czule. Uśmiechnęłam się, nie odrywając ust od jego warg. Całowaliśmy się tak przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie coś w nas drgnęło. Pogłębiliśmy pocałunek. Zaczęliśmy ciężej oddychać. Stało się bardziej namiętnie. Chłopak przygryzł moją wargę, a ja jęknęłam cicho. Oplotłam go nogami w pasie, zrzucając szpilki. Wsunęłam mu ręce pod koszulkę i zaczęłam drażnić brzuch i plecy. Z jego gardła wyrwał się miły pomruk zadowolenia. Jedną rękę wplótł mi we włosy, a drugą pod bluzkę, pieszcząc mój brzuch i piersi, przyprawiając mnie tym samym o drżenie przyjemności. Przyspieszyło mi tętno i zaczęłam całować go jeszcze żarliwiej. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Oboje niemalże dyszeliśmy. Prawą ręką zaczęłam siłować się z jego koszulką, z całych sił pragnąc się jej pozbyć.
- Jesteś niesamowita. - zaśmiał się cicho, rozpinając mi stanik jedną ręką. Objął dłonią moją nagą pierś, wydobywając ze mnie kolejny jęk.
- Tak jak ty. - odparłam. Już prawie uporałam się z jego T-shirtem. Nagle otworzyły się drzwi.Opadłam zirytowana na podłogę. Spojrzałam na chłopaka i zaklęłam pod nosem, a potem krzyknęłam w kierunku drzwi: - Czy ta pieprzona historia musi tak lubić zataczać koło?!